dla Usi, na osłodę. wiesz, że Cię kocham. ♥
Nasza
historia rozpoczęła się w dniu, w którym po raz pierwszy zaproponowano mi
posadę jurora w konkursie piękności Miss Polonia. Wtedy to popukałem się w
czoło, co było dosyć wymownym gestem i choć moja rozmówczyni nie mogła go przez
telefon zobaczyć, to jednak zrobiło mi się lepiej. Jestem koneserem damskiej
urody, ale raczej prywatnie, a już na pewno nie nadaję się do oceniania tłumu
pięknych dziewczyn i do wybierania tej najpiękniejszej. Tak mi się wtedy
przynajmniej wydawało.
Tego
dnia nic nie działo się tak jak powinno. Po pierwsze, totalnie zawaliłem
trening, co skrzętnie odnotował trener i wszyscy moi koledzy, a po drugie żona
oznajmiła mi przez telefon, że ma mnie dość. To akurat raczej było mi na rękę,
bo od dłuższego czasu skłaniałem się ku temu, żeby powiedzieć jej to samo, ale
nie chciałem wyjść na dupka. Dlatego znosiłem jej zachowanie i w miarę
możliwości starałem się być miły. Jak widać moje możliwości okazały się być
niewystarczające.
Przyznam,
że decyzja mojej żony jednak mnie trochę ruszyła i gdyby ją dodać do nieudanego
treningu, wyszło mi na to, że musiałem to wszystko jakoś odreagować.
Coś
mnie tknęło i wybrałem numer, z którego kontaktowała się ze mną jeszcze tego
ranka miła pani zarządzająca konkursem i oznajmiłem, że mimo wcześniejszej
odmowy, z ogromną chęcią przyjmę jej propozycję. Sądząc po głosie sprawiłem jej
tym taką przyjemność, że rozpromieniła mnie duma, że jeszcze kogoś potrafię
uszczęśliwić, szczególnie w tym niezbyt udanym dniu.
A
potem, niewiele myśląc, udałem się na pieszo do domu mojego najlepszego kumpla,
który znajdował się dosłownie pięćset metrów od mojego własnego. A przynajmniej
do tej pory był moim własnym, jak miewała się sytuacja w tym momencie – nie
miałem pojęcia. Po dłuższej chwili szybkiego marszu dotarło do mnie, że kumpel
także może nie być już mój, bo przecież kobiety są jakieś inne i nasze żony
mogły go nastawić przeciwko mnie.
Na
szczęście kiedy dotarłem na miejsce i z błagalnym jękiem powiedziałem mu, że
musimy się urżnąć, nie oponował, tylko ubrał się i wyszedł z domu razem ze mną.
-
Sytuacja wygląda następująco: żona się chyba ze mną rozstała, nie wiem, czy mam
gdzie mieszkać i będę jurorem w konkursie Miss Polonia. W dodatku ten
dzisiejszy trening to była jakaś pieprzona porażka.
Maniek
tylko potakiwał, nie zadawał zbędnych pytań, bo pewnie Paula podkablowała mu
już wszystko i moją sytuację znał zapewne lepiej niż ja sam. Szliśmy w stronę
centrum i nogi same poniosły nas do Czekolady, w której to odbywać się miała
gruba biba, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy. W zasadzie usiedliśmy przy
stoliku, zamówiliśmy po browarze, potem następnym i następnym, a potem działo
się wszystko.
…
Byłam
naprawdę wściekła. Te wszystkie próby, niezliczone układy, które nie dość, że
musiałam znać na pamięć, wykonywać perfekcyjnie każdy ruch, to jeszcze nie
zabić się przy okazji na szpilkach, działały mi już na nerwy. Nie wiedziałam
tak dokładnie dlaczego zgodziłam się na tę popieprzoną „cudowną przygodę” jak
określały ten zasrany konkurs niektóre panienki, z którymi przyszło mi
rywalizować, a które w większości nie miały mózgu. Byłam skazana na nie przez większą
część tygodnia, bo czasu do finału było mało, a wszystko miało być idealne.
Rzygałam już tą idealnością i gdyby nie to, że moja popaprana przyjaciółka
wypchnęła mnie siłą na tę paradę idiotek, nigdy w życiu by mnie tam nie było.
Ta
sama popaprana przyjaciółka przyciągnęła mnie dzisiaj siłą do klubu, żeby
„rozładować napięcie” i wyszaleć się na parkiecie.
-
KINGA! Ty nie możesz pić alkoholu – usłyszałam jej syk i momentalnie odwróciłam
się w jej stronę.
-
Oh, doprawdy? Bo co?
-
Bo kalorie!
-
Jebać kalorie. Gówno mnie obchodzą kalorie – prychnęłam i przyssałam się do
mojego kufla z piwem.
-
Czy zdajesz sobie sprawę, że musisz schudnąć do finału?!
-
Nie kochana, nie zdaję sobie sprawy. Ja nic nie muszę – odeszłam obrażona w
poszukiwaniu szczęścia, a Gabryśka zaczęła za mną gonić.
-
Odpuść! Już wystarczająco mnie wkopałaś zapisując na ten zasrany konkurs,
mogłabyś mnie teraz nie dobijać! Miałam odreagowywać, a nie stać się ofiarą
tyrana – zdołała mnie zatrzymać i moje wkurwienie osiągnęło apogeum.
-
No dobra, okej, ale mam jeden warunek – ujebiemy się dzisiaj jak dzikie świnie
– uśmiechnęła się z szatańskim błyskiem w oku, a ja wyciągnęłam rękę w jej
kierunku, żeby mogła przybić mi piątkę.
-
Nareszcie mądrze gadasz, mała – opróżniłam swój kufel i ruszyłyśmy na parkiet.
…
Nie
chciałem tańczyć z Mańkiem, bo wyglądalibyśmy jak para wyrośniętych gejów,
zresztą on miał żonę i na pewno nie po drodze mu było do stwarzania pożywki dla
plotkarzy. Mnie już nie zależało. Dlatego poszedłem zobaczyć co się dzieje na
parkiecie zupełnie sam, zostawiając przyjaciela z telefonem w dłoni, piszącego
smsy do swojej żony. Kiedyś byłem taki sam, a teraz na samą myśl o tym
wzdrygałem się z obrzydzeniem. Wolałem się bawić. Powoli docierała do mnie
świadomość, że jestem wolny i ucieszyła mnie ona tak bardzo, że postanowiłem
wykorzystać ten fakt bardzo intensywnie.
…
Obietnica została spełniona i w zasadzie niewiele
pamiętałam z tego co się działo po czwartym piwie, ale raczej nie miałam czego
żałować. Nie czułam się tak dobrze od dawna, z Gabryśką dawałyśmy z siebie
wszystko i wariowałyśmy na parkiecie co i rusz potrącając jakichś ludzi, którzy
ośmielali się wkroczyć na nasze terytorium.
Kiedy
zaczęłyśmy się wić wokół siebie w dzikim tańcu z erotycznym podtekstem, na
moment otrzeźwiałam i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nie to, że nie było mi
przyjemnie, tylko ciekawa byłam, ile ludzi znajduje się w klubie. Wcześniej
jakoś do mnie nie docierało, że ktoś może na nas patrzeć. I to taki ktoś.
Przystanął na chwilę i zahipnotyzowany ruchem bioder Gabi nie był w stanie się
ruszać. Stał całkiem blisko, gdybym wyciągnęła rękę, mogłabym go dotknąć. A
chciałam to zrobić. Bardzo chciałam.
-
Zaraz wracam, ciacho na dwunastej – wyszeptałam przyjaciółce do ucha i
tanecznym krokiem udałam się do Pana Obserwatora.
Procenty w krwioobiegu
działały swoje i ani się obejrzałam, razem odtańczaliśmy jakiś erotyczny
taniec.
…
Jak ona się ruszała… Stałem w miejscu i patrzyłem się na
jej kocie ruchy, nie mogąc zrobić kroku. Poczułem, że to może być ktoś, kto
pozwoli mi zapomnieć o wszystkich troskach i problemach, a kiedy podeszła do
mnie i zaczęła podrywać, nie miałem wątpliwości. Kilka piosenek później, między
innymi po tym, jak śpiewałem jej do ucha „she tastes like cola”, pociągnąłem ją
za rękę i zacząłem prowadzić do męskiej ubikacji. W zasadzie niewiele
rozmawialiśmy, wiedziałem tylko, że ma na imię Kinga, a ta druga laska to jej
przyjaciółka. Przedstawiła mi się od razu po tym, jak zaczęliśmy tańczyć, bo
jak powiedziała wyznaje zasadę, że z nieznajomymi się nie bawi.
W końcu dotarliśmy do miejsca przeznaczenia, udało mi się
zablokować drzwi do łazienki, tak, by nikt nam nie przeszkadzał i usadziłem ją
na marmurowym blacie zlewu. Szeptała raz po raz moje imię, podczas gdy
obcałowywałem jej szyję, twarz i w końcu zacząłem drażnić sutki, które domagały
się uwagi stercząc i odznaczając się pod delikatnym materiałem czarnej
sukienki. Zwijała się z rozkoszy, zaplatając swoje nogi o moje plecy i
momentalnie zajęła się odkrywaniem faktury mojego ciała. Zaczęło się od
koszulki, która wylądowała całkiem przypadkowo w zlewie, a skończyło na
spodniach, które zajęły miejsce obok. Nie było trudno pozbyć się jej sukienki,
pod którą kryły się koronkowe stringi w tym samym kolorze, na co zamruczałem z
aprobatą.
W jej oczach dostrzegłem pasję, której dawno nie
widziałem u żadnej kobiety i nie myśląc zbyt wiele rozchyliłem jej nogi, po to,
by zdecydowanie złączyć nasze ciała jedynym słusznym połączeniem. To ona
regulowała tempo, przyspieszała kiedy jej się to podobało, nie przestając mnie
namiętnie całować i doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa.
Wstrząsnął nią dreszcz
spełnienia, a ja zdziwiony, przedłużałem jej rozkosz do momentu, w którym sam
nie poczułem tego samego.
Chwilę
potem zeskoczyła z blatu, zgarnęła sukienkę, założyła na siebie i pocałowała
mnie przygryzając moje wargi, a potem wyszła z toalety. Nawet się nie
pożegnała. Mruknęła tylko, że jak będzie miała taką formę na finał, to będzie
dobrze. Wtedy coś mnie tknęło.
Po
powrocie do domu Mańka, który tymczasowo miał być też moim domem, dokładnie
sprawdziłem kandydatki do tytułu Miss i już wszystko było jasne. Nawet nie
musiałem jej szukać.
…
Nadszedł
dzień konkursu, nerwy zżerały mnie od środka i nie potrafiłam racjonalnie
myśleć. Usiłowałam wmówić sobie, że to nic, że przecież mi na tym nie zależy i
to nie ma żadnego znaczenia. Dodatkowo poczucie niepewności potęgował fakt, że
nadal pamiętałam jak przez mgłę tamtą noc w Czekoladzie, kiedy to pierwszy raz
w życiu straciłam kontrolę nad moim umysłem i ciałem.
Za
kulisami było tłoczno i głośno, wszystkie dziewczyny w podekscytowaniu i
zdenerwowaniu nawet większym od mojego, powtarzały swoje kwestie, przypominały
sobie kroki układów i zajmowały się panikowaniem. A ja myślałam o nim i o tym,
że na pewno zrobię z siebie idiotkę.
Reżyser
dał znak i ruszyłyśmy, jedna po drugiej, uważając na to, by się malowniczo nie
wypierdolić na oczach tłumu. Ja szłam przedostatnia i było mi z tym dobrze.
Suknie wieczorowe wyszły bez zarzutu, wróciłyśmy na swoje miejsca za kulisami
po to, by zmienić stroje na te taneczne i przypomnieć sobie układ.
Zatańczyłyśmy wszystkie ładnie, żadna się nie pomyliła ani nie wywinęła orła, więc
było dobrze. Suknie ślubne poszły jeszcze lepiej, widziałam łzy w oczach Gabi,
która siedziała w drugim rzędzie, na honorowym miejscu, jako członek rodziny.
Chyba była dumna, albo chodziło raczej o to, że jak najszybciej chciała być
świadkową na moim ślubie.
A
potem przebrałyśmy się w bikini. To było najtrudniejsze wyjście, bo miałyśmy
przejść bardzo długi wybieg, przeparadować przed jurorami, wrócić na
podwyższenie i zaraz potem szybko przebrać się w suknie wieczorowe i czekać na
ogłoszenie wyników.
Nie
wiem, co sobie myślałam, idąc bardzo blisko jurorów, przypadkowo podchwycając
spojrzenie jednego z nich i napotykając niesamowicie błękitne tęczówki.
Podejrzewam, że myślałam o najbardziej uniwersalnym słowie w języku polskim,
które to wyszeptałam podczas spadania ze śliskiego wybiegu, prosto pod jego
nogi.
…
Czas
jakby się zatrzymał, wpatrywałem się w nią, a potem nagle ona pierdolnęła na
ziemię. Po głośnym upadku spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszeptała:
- To ty?! Co ty tu do
cholery robisz?!
Roześmiałem się na oczach
wszystkich ludzi wpatrujących się w zaistniałą sytuację, podniosłem ją z ziemi
i pocałowałem w usta. Na pewno nie był to pocałunek z gatunku tych niewinnych.
Próbowała się wyrwać, z zaciśniętych ust wydobyło się kilkakrotnie ganiące „Michał!”
- A kogo się tu
spodziewałaś, Bartmana?!
- Nie, ale…
- Zdążyłem go wygryźć, nie
cieszysz się?
Kiedy
wracała na wybieg, z którego spadła, posłała mi zabójczo seksowne spojrzenie, a
potem, po ogłoszeniu Kingi Krzyżanowskiej Miss Polonia 2013, z trudem
powstrzymywała się od tego, żeby się na mnie rzucić, tylko po to, żeby zachować
pozory, choć i tak już pewnie trzy czwarte publiczności uważało konkurs za
ustawiony. Nie przejmowałem się tym ani trochę.
Nie
wiem jak to się stało, ale telewizja nie pokazała spektakularnego upadku Kini,
a co za tym idzie naszego namiętnego pocałunku. Pewnie dlatego, że program był
od lat 12. A to co zrobiłem, zdecydowanie nie było przeznaczone dla widzów w
tym wieku.
Robiliśmy
to potem jeszcze wiele razy, w zasadzie codziennie, bo pozwoliła mi ze sobą
zamieszkać i oficjalnie zostaliśmy parą, co zdecydowanie pomagało mi przetrwać
w oczekiwaniu na rozwód.
yaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaay!
OdpowiedzUsuńhihihihi, nie mogę się przestać śmiać. :D
OdpowiedzUsuńKocham Ciem. :* I dziękuję, bo to takie... dla mnie. <3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzytam jeszcze raz i raz, wiesz? <3
UsuńPrzeczytałam tytuł i zaczęłam się śmiać jak głupia. Całość przeczytam chyba później, bo dłuuuugie jest ;)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się powstrzymać i nadal się głupio śmieję. Świetne to było :)
Usuńdobre! nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 5 razy i 6. nie zaszkodzi. Jak ja się śmieję z tego, ehh. Humor poprawiony, dziękuję serdecznie :D
OdpowiedzUsuńMichaaaał <3
OdpowiedzUsuńmój kochany, najlepszy na świecie Michał.
dobre, dobre, DOBRE!
OdpowiedzUsuńa jednak zdecydowałaś się dodać Michała ;)
OdpowiedzUsuńupadek Kingi rozbawił mnie tak, że zaczęłam głupio uśmiechać się do monitora :D ogólnie to taki pozytywny ten jednopart. A tekst: "- A kogo się tu spodziewałaś, Bartmana?!" powalił na łopatki, hahaha.
no no Misiek wygryzł Bartmana!! hehe ale mam nadzieję, że nie ubrał się tak idiotycznie jak on :D
OdpowiedzUsuńzakochałam się, kurwa. ♥
OdpowiedzUsuńzakochałam się w takim Michale, zakochałam się w bezwzględnej Kindze, zakochałam się w jej efektownym jebut. We wszystkim. A najbardziej w tekście dogryzającym Bartmanowi. Zbysiu, lubię cię, ale tym razem musisz mi wybaczyć, śmiech się sam z gardła nie wydostanie. :D
chcę więcej! *.*
HAHHAHA O JACIE !!!!! pizgnęłam śmiechem jak sie naprawdę okazało że to jednak Michał !
OdpowiedzUsuńMichał przynajmniej wyniósł z konkursu Coś fajnego, Zbyszkowi się nie udało:)
OdpowiedzUsuńMichał! <3
OdpowiedzUsuńło kurwa, to ja tez wolę Winiarskiego w jury niż Bartmana.
OdpowiedzUsuńWitam! ;D
OdpowiedzUsuńhttp://walcze-bo-warto.blogspot.com/ zapraszam na nowe opowiadanie o Grześku Kosoku ;)
Mam nadzieję, że wyrazisz opinię :D
Pozdrawiam E. :)
Tfe, tfe, dobra gleba nie jest zła i czasem fajnie ją zaliczyć, jeśli się dostaje taką nagrodę *.*
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO!
OdpowiedzUsuń♥♥♥
Czytam i czytam i czytam... I czuję, że coś jest tu, kurwa, nie tak. Juror w Miss Polonia. Oczywiście, że Bartman! Ale... żona? Maniek? Paula? WTF
OdpowiedzUsuńDopiero końcówka przyniosła odpowiedzi omg ;_;
Jedno słowo: super.
Yaaaaaay *_* uwielbiam to! Nutka bezczelnosci dogryzanie Bartmanowi jebut.i wogóle *_*
OdpowiedzUsuń