środa, 20 marca 2013

Sometimes solutions aren't so simple, sometimes goodbye's the only way.


            Wschodzące słońce przedziera się przez paskudnie szare niebo, tworząc niesamowitą, kolorową mozaikę. Widok zapiera dech w piersiach i cieszysz się, że to będzie Twoje ostatnie wspomnienie. Jak długo przebywałaś na dachu tego szpitala? Jak długo odmrażałaś sobie tyłek, siedząc na zimnym betonie? Ile czasu spędziłaś tutaj sama, bez nikogo, napawając się nocną ciszą i sporadycznymi dźwiękami wydawanymi przez uśpione miasto?
I wreszcie, kochana, powiedz mi, co skłoniło Cię do zrobienia tego wszystkiego? Czy fakt, że ubrana jesteś w szpitalną koszulę nocną jest istotny? Czy to, że w Twojej ręce tkwi wenflon, z którego pospiesznie wyjęłaś kroplówkę, ma jakieś znaczenie?
            Kim w ogóle jesteś i dlaczego przyszło Ci podziwiać ten ostatni w Twoim życiu wschód słońca nad Twoim ukochanym Gdańskiem?
           
            Wyglądasz na zasmuconą. Zastanawia mnie, czym to jest spowodowane i jakie będzie miało skutki. Twoja twarz nie wyraża żadnych pozytywnych emocji. Jakby ktoś przygotował odlew z gipsu ze smutną miną i umieścił go na twarzy, w miejscu uśmiechu, który niegdyś gościł na niej bardzo często. Nie mylę się, prawda? Zwykłaś być roześmiana, pełna życia i chęci do poznawania świata. Teraz to minęło i została tylko kupka nieszczęścia, jaką niewątpliwie jesteś.
            Odwracasz się w stronę wejścia na dach. Wahasz się, czy nie wrócić. Nagle, bez żadnej zmiany wyrazu twarzy, decydujesz się na powrót. Zaciekawiona podążam za Tobą i widzę, jak zmierzasz do szpitalnego pokoju. Na łóżku obok pustego, jak się domyślam, Twojego, leży młoda dziewczyna, może trochę starsza od Ciebie. Ale nie zmierzasz do niej, zamiast tego zwracasz się w stronę swojej szafki. Robisz to bezszelestnie, bardzo starając się, by jej nie obudzić.
Widzę, jak Twoje ciało drży, kiedy sięgasz po to, po co tu wróciłaś. Zdjęcie, w małej, srebrnej ramce. Nie mogę teraz dostrzec, czyj portret trzymasz w ręku, ale przyjdzie na to czas.
            Ponownie pokonujesz drogę na dach, a kiedy wspinasz się po słabej konstrukcji drabiny widzę, jak bardzo jesteś zmęczona. Jesteś słabsza nawet od tej drabiny, która wiele przeszła. Ona potrafi utrzymać Twój ciężar, Ty za to nie potrafisz go unieść. Kiedy po wielu wysiłkach nareszcie udaje Ci się wdrapać na ostatnio oblegane przez siebie miejsce, siadasz na betonie i stawiasz przed sobą ramkę ze zdjęciem.
Nie jestem pewna, kto to, z daleka dostrzegam, że ma kręcone, ciemne włosy i zarost. Nie znam Twojego życiorysu, więc nie mogę się nawet domyślać. Nie to w tym momencie jest najważniejsze. Chciałabym zapytać, co robisz i dlaczego, ale nie mogę.
Nie wolno nam rozmawiać z ludźmi. Nie wiem dlaczego tak jest, ale jestem pewna, że gdybym teraz się odezwała, na pewno przypłaciłabym to bardzo poważnymi konsekwencjami. Wolę nawet sobie nie wyobrażać, jakie mogłyby być. Może jeśli zrobisz to, o czym myślę, dołączysz do naszego grona i porozmawiamy wtedy o Twoich motywach.
Bo skąd mogłabyś wiedzieć o Upadłych Aniołach? Kto miałby powiedzieć Ci, że każde z nas ma jakąś mroczną historię, że każdy z nas jest wyjątkowy? I że właśnie tym stają się ludzie, którzy dokonują tego najważniejszego w życiu wyboru na własną rękę, zamiast oddać tę kwestię w ręce Boga?
            I nagle stawiasz przed sobą maleńką ramkę, dotychczas dzierżoną w dłoniach. Zaczynasz mówić. Twój głos jest tak melodyjny, że miękną mi kolana i jestem pewna, że mogłabym Cię słuchać godzinami. Mówisz, zwracając się do tego zdjęcia, jakby co najmniej człowiek na nim był żywy.
            Mateuszku… Tak bardzo nie chciałam, żeby to się stało, nie chciałam ci przeszkadzać, nie chciałam być zaborcza, nie chciałam, żebyś zajmował się mną w tamtym momencie… Słucham uważnie, zwracając szczególną uwagę na chaos, który wygląda zza Twoich słów. Jesteś tak dziwnie smutna i przerażona zarazem. Zawsze poświęcałeś mi mnóstwo uwagi, zawsze byłeś dla mnie wszystkim, zawsze tylko dla mnie…  A teraz, kiedy cię nie ma, i kiedy to wszystko przeze mnie, to ja już nie mam siły żyć bez ciebie. Nie jestem w stanie budzić się i zasypiać ze świadomością, że to miłość do mnie i bezgraniczne przywiązanie zabrało mi cię z tego świata. Gdybyś wtedy nie jechał do mnie, wszystko byłoby w porządku. Ale ty się uparłeś, bo skoro byłam smutna, to musiałeś się ze mną zobaczyć, wyprzytulać i zaparzyć cudowną kawę. Do tej pory mam wstręt do kawy, kiedy tylko poczuję jej zapach, mam ochotę krzyczeć, a myśli wypełniają mi się twoją twarzą. Tak jakbym dwadzieścia cztery godziny na dobę o tobie nie myślała. W tym miejscu zatrzymujesz się na chwilę po to, by otrzeć spływającą po policzku łzę. Nie spodziewałam się, że jesteś w stanie płakać. Tak samo jak nie spodziewałam się usłyszeć twojej historii. Nie byłam na to gotowa. Chwila oddechu i możesz kontynuować. To jest okrutne, że cholerny los odebrał mi ciebie, choć byłeś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Ale tak to już jest, że kiedy dostanie się od życia za dużo, los się dopomina o swoje. Wracałeś z treningu, na pewno zmęczony. Na pewno stęskniony, myślałeś pewnie o mnie, o tym, żeby jak najszybciej się ze mną zobaczyć i sprawić, bym była szczęśliwa. Ten cholerny kierowca myślał pewnie o zakończonym właśnie melanżu. Widziałam go raz i więcej w życiu już nie chcę. I nie zobaczę. Przepraszał mnie, płakał, błagał o przebaczenie. A ja nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam, bo przez swoją głupotę odebrał mi najcenniejszy element mojego życia. Teraz, kiedy ciebie już nie ma, nie widzę sensu w egzystencji. Nie mogę spać i nie mogę jeść. A ten cholerny szpital to jakaś farsa. Wpychają we mnie jedzenie, podczas gdy ja tego nie potrzebuję. Mati, ja chcę być z tobą. Wcześniej nie zauważyłam kości, które tak strasznie wystają z dekoltu Twojej szarej koszuli nocnej. Widziałam, że jesteś słaba, ale nie upatrywałam przyczyny w chorobie. Teraz widzę, że to Ana pochłonęła Cię w całości i w zasadzie nie ma co z Ciebie zbierać. Każdy, kto jeszcze ze mną wytrzymuje, próbuje mnie postawić do pionu. A ja się nie daję, bo po co mam stać, skoro mogę leżeć? Bez ciebie nic już nie jest takie samo, bez ciebie nie ma mnie. Widzisz, jaka teraz jestem? Nie zostało we mnie nic, co kiedykolwiek kochałeś. Nienawidzę siebie za to, ale nie mogę się uśmiechać, kiedy wiem, że nigdy już cię nie zobaczę. Nie pojawiają się dołeczki w policzkach, po pierwsze dlatego, że się nie uśmiecham, a po drugie nie miałyby się one w czym robić, moja twarz to sama skóra. Piersi, które tak zawsze cię pociągały, praktycznie nie istnieją, a tyłka nie mam wcale. Z tego powodu też chce mi się płakać, bo zatraciłam siebie i wiem, że teraz bym ci się zupełnie nie podobała. Dlatego tu jestem. Wahasz się. Znowu się wahasz, widzę to w Twoich oczach. Chcę dołączyć do ciebie, żebyśmy mogli być na zawsze razem. Wtedy zacznę jeść i wszystko będzie tak, jak dawniej. Ty będziesz grał w siatkówkę, a ja będę dla ciebie. Będzie idealnie.

Nie mogę nic zrobić, to nie jest moje zadanie. Mogę bezsilnie patrzeć, jak podchodzisz do krawędzi, i zaciskając mocno palce na ramce, jak na najcenniejszym skarbie, drugą dłonią poprawiasz włosy, a potem zamykasz oczy i skaczesz. Potem następuje głuchy trzask i towarzyszący mu krzyk Mateusza. I jestem pewna, że to Twój koniec, bo gdybyś żyła, on nie mógłby się tu pojawić. Ale jest tu, klęczy nad Twoim ciałem i krzyczy w niebogłosy, żebyś wracała. Nie wie, że jeszcze chwila i dołączysz do niego po naszej stronie świata, tak, jak tego pragnęłaś.
Nie odchodzę, patrzę na to, jak radośnie podbiegasz do niego, rzucasz mu się na szyję i dopiero wtedy mogę odejść. Nie chcę patrzeć na tę chwilę, pełną intymności.
Tak bardzo tęskniłam… Dociera jeszcze do mnie, a potem nie słyszę już nic.

Znaleźli Cię dwie godziny później. Nikogo nie zaniepokoił głuchy dźwięk o czwartej nad ranem, nikt nie przybiegł zaaferowany. Znalazł Cię szukający puszek bezdomny, który zawiadomił pielęgniarki pełniące dyżur w szpitalu, z którego uciekłaś. Wszyscy ludzie zgromadzeni nad Twoim ciałem ubolewali nad Twoją śmiercią, bezsensowną jak mówią. Skąd mogą wiedzieć, że właśnie uwolniłaś się ze swojego wyniszczonego ciała i jesteś po drugiej stronie świata, szczęśliwa jak nigdy dotąd, ze swoim Mateuszem?


Rezultat mojego wisielczego humoru wczorajszej nocy. 
Tak mi się wydaje, że to najlepsze okoliczności do tego, żeby coś napisać. 
Jest całkiem beznadziejnie.
Pozdrawiam.

17 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Gadasz głupoty i wczoraj w nocy też gadałaś, bo to jest genialne ♥

      Usuń
  2. To jest takie całkiem smutne, więc tu wrócę jak będę się chciała bardziej dobić i wtedy napiszę więcej.

    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to smutne. Chociaż w sumie jest jej lepiej tam, z nim, więc w pewnym sensie to jest szczęśliwe zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co Ty gadasz, to najbardziej oryginalne opowiadanie siatkarskie jakie czytałam! *_*
    Przyznam, że gdy tylko padło słowo "Gdańsk" to moje zmysły same się wyostrzyły, haha. Nie spodziewałam się takiej smutne końcówki. Choć w sumie ona nie jest do końca tragiczna, bo w końcu są razem, więc...
    Pięknie Ci to wszyło, Karolino <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiałam się czy powinnam to teraz czytać, bo już tytuł sugerował, że wesoło nie będzie. Pewnie nie powinnam, bo jakoś straciłam ochotę na wyjście z domu...
    Będzie dobrze. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest tak przejmująco smutne, że zupełnie nie wiem, co mam napisać. Płakać mi się zachciało, a to dobrze, bo wywołałaś we mnie emocje.

    OdpowiedzUsuń
  7. to jest tak piękne, że ja jeszcze długo po przeczytaniu nie będę mogła się pozbierać. dla dziewczyny to była chyba najlepsze rozwiązanie, mimo iż śmierć nim nie jest. no ale czym ma żyć osoba, która całą miłość, chęć do życia i wszystkie ludzkie aspekty przelała na kogoś, kogo już nie ma?
    to teraz idę sobie popłakać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oryginalnie, smutno, poruszająco, az boję się coś napisać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam tu i wrócę. Nie ma nic lepszego niż dobrze napisane, absurdalnie od siebie różne jednoparty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to jest smutne.... Nie wiem co dalej napisać.

    Dziękuję za komentarz u mnie, wiesz to jest tak, że nikt nikogo nie zmusza, jeżeli nie lubisz F. po prostu leave alone, może kiedyś trafię Twe gusta:) Pozdrawiam i mam nadzieję na kolejne cudo z Twojej strony

    OdpowiedzUsuń
  11. Najpierw się zastanawiałam, o jakiego loczkowatego Mateusza chodzi. A potem doznałam olśnienia. Ach, smutne to było... :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko, to było piękne, a zarazem i smutne :c Ale pochwalę się, że od razu wiedziałam o kogo chodzi, poznałam po loczkach :D
    Nie jestem pewna, co myśleć o samobójstwie. Z jednej strony jest to strach wobec życia, a z drugiej odwaga wobec śmierci. Choćbym nie wiem jak bardzo była zdołowana, to chyba nigdy bym się na to nie zdecydowała. Zbyt wielkim tchórzem jestem.
    Czasami tego mojego tchórzostwa żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest to jedno z najpiękniejszych, najsmutniejszych i najbardziej wciągających opowiadań, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Wiele razy podejmowałam już próby czytania siatkarskich opowiadań i wiele razy już się zawodziłam, dlatego wracam do ciebie i twoich opowiadań, bo wiem, że tym razem się nie zawiodę.
    Z racji tego, że mieszkam w Trójmieście i mam ogromną miłość do wszystkich trzech miast, a Mateusz jest Treflem, to mam do niego ogromną słabość.
    Idealnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestań, bo mi się robi źle, że Was teraz karmię takimi gównami... Jest mi bardzo przykro, że już nie umiem pisać tak jak kiedyś i bardzo chciałabym wrócić do tamtych czasów...
      Dziękuję za piękne słowa <3

      Usuń
  14. Matko boska!
    To opowiadanie jest... niesamowite, wspaniałe, takie przejmujące. Miałam ciarki od pierwszego do ostatniego słowa i starałam się pohamować cisnące mi się do głowy pytania, bo wiedziałam, że przecież w końcu poznam na nie odpowiedzi. I, och, słowa wydają mi się przy tym wszystkim takie małe. Przy całej tej miłości, którą powyżej nam opowiedziałaś, wydają się nie znajdować miejsca. Bo nie potrzeba tu więcej słów. Dlatego też już się zamykam i dziękuję, że napisałaś coś tak pięknego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zawsze uważałam, że śmierć głównego bohatera opowiadania/książki to najgorsze świństwo, jakie autor może zrobić czytelnikowi. A o dziwo, w tym opowiadaniu ta śmierć nie jest wcale taka zła, przynajmniej wg mnie (może to tylko moje spaczenie emocjonalne, ale doszukałam się tu, bądź co bądź, happy endu). Bardzo poruszająco opisałaś sytuacje, w której znalazła się dziewczyna, jej uczucia... Smutne opowiadanie, a zarazem chciałoby się czytać je dłużej. O wiele dłużej

    OdpowiedzUsuń