piątek, 6 grudnia 2013

I need to know now: can you love me again? I

- Odejdę od ciebie …
Jak zwykle mówiła cicho, jak zwykle była opanowana.
- Nie zrobisz tego nigdy.
- A to niby dlaczego?
Nie zadała tego pytania z przestrachem, nie mógł wyczuć w jej słowach uległości, którą słyszał zawsze gdy chodziło o sprawy ważne dla nich obojga. Wypowiedziała je z nieznaną mu dotąd z jej strony butą.
- A choćby dlatego, że nie jesteś kobietą tego rodzaju.
Nie bacząc na zmianę w jej zachowaniu, nie stracił rezonu. To był jego błąd. Słowa te podziałały na nią jak płachta na byka. I zaczęła swoje przedstawienie. Spektakl, którego jeszcze nigdy nikt nie widział w tej obsadzie.
Bo Marlena przerodziła się na jego oczach w chimeryczną aktorkę dramatu.
- Oczywiście, kochanie – emocje gotowały się w niej jak w wielkim kotle. Zaczęła niespodziewanie cicho, by z każdym kolejnym słowem jej głos nabierał mocy. – To ty kurwa najlepiej wiesz, kim jestem. I oczywiście, znasz mnie jak nikt inny, lepiej niż ja sama i właśnie to daje ci prawo zostawiać mnie na lodzie, kopnąć mnie w dupę i spierdolić do innej. Czy naprawdę sądzisz, że będę nadal udawać twoją zakochaną żonę? Pierdol się!
Nie mógł ukryć, że jest zaskoczony. Myślał, że nie będzie miał problemów z namówieniem jej na ten układ, podejrzewał, że będzie uległa i da mu to, czego pragnie. Był niemal pewien, że po pewnym czasie ochłonie i zorientuje się, że tak będzie najlepiej dla nich obojga.
- Przemyśl to sobie, Lenko.
Zawiązał szalik wokół szyi i wyszedł z mieszkania.
- Twoje niedoczekanie! – krzyknęła jeszcze do zamkniętych drzwi.
Usiadła na najbliższym meblu, którym okazał się być skórzany fotel i ukryła twarz w dłoniach. Po chwili zerwała się z miejsca, jakby jej się nagle coś przypomniało i znalazła swój telefon leżący na stole w jadalni.

I nie mów do mnie więcej „Lenka”.
Wystukała pospiesznie i wybrała numer z listy wybieranych najczęściej.

Co on sobie kurwa myślał? Jakim prawem burzył jej życie, nierozerwalnie związane z jego osobą? Po siedmiu latach małżeństwa postanowił, że to nie jest życie, jakiego pragnął. Siedem jebanych lat. Siódemka szczęśliwą liczbą? Chuj w dupę zabobonom.
Marlena postanowiła, że nie zostawi tego w ten sposób. I wyruszyła na podbój monopolowego otwartego przez dwadzieścia cztery godziny. Co najmniej niesprzyjająca aura nie mogła zburzyć jej zamierzeń. Wyszła z kamienicy w kapciach i budząc powszechne zainteresowanie wśród nielicznych przechodniów, wpadła do sklepu. Kiedy z niego wyszła, ręce uginały się pod ciężarem szklanych butelek, a portfel dziwnie świecił pustkami. Najważniejsze było zapić smutek. I nic innego się nie liczyło.

Pierwsza butelka wina pękła nadspodziewanie szybko. Wypiła ją w takim tempie, że gdyby okoliczności były inne, sama sobie przyznałaby medal rasowego chlora. Było jak było i tylko wzruszyła ramionami kiedy otwierała następną butelkę. A znajdował się w niej szampan.



Nie mogła już dłużej przebywać w tym mieszkaniu. Nawet mimo świadomości, że jego tu już nie będzie, nie mogła oddychać powietrzem, które miało być przeznaczone dla niego, jeść łyżką, którą kiedyś on spożywał zupę. Musiała się odciąć, zacząć zupełnie nowe życie, w neutralnym miejscu. Ścieżki, którymi chodziła wciąż przypominały jej o nim, a potok nawracających myśli wzmagał w niej furię i dawał motywację do walki. 



:) cdn.

9 komentarzy:

  1. to ja czekam na ten 'cdn' :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo jak się cieszę, że coś się tutaj pojawiło!! Muszę też napisać, że niezwykle mnie zainteresowało! Czekam więc na coś więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kontynuację c:

    PS. Tęsknie :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, Ty naprawdę wróciłaś!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest bardzo dobre, wiesz? Mam ochotę serdecznie ją uścisnąć za odwagę.

    OdpowiedzUsuń
  6. A znajdował się w niej szampan. A ja znajduję się od dzisiaj tu. :)

    OdpowiedzUsuń