piątek, 30 maja 2014

Some nights.

Już dawno założyłam stosownego bloga, przeznaczonego do tego celu. Nie wiem tylko, czy coś, co właśnie po raz kolejny zaczęłam jest na tyle sensowne, żeby poświęcać mu osobny adres, czy tak bezdennie głupie, żeby kontynuować to tu. A może wcale nic z tym nie robić. Dlatego proszę Was o opinie. Stęskniłam się za Wami.

W sumie to zaczynam nowy rozdział swojego życia, więc pora wrócić do czegoś starego, czegoś, co znam, bo teraz wszystko będzie nowe i tego nowego będzie aż zanadto. ;)


      There are some nights I hold on to every note I ever wrote

Some nights, I say “fuck it all” and stare at the calendar


      W pokoju panowała ciemność, jedynie monitor komputera wyraźnie odcinał się od mrocznej i przeszywającej czerni. Ciszę, prawie kłującą w uszy przerwało bicie zegara, który, podobnie jak mieszkanie, odziedziczyła po ukochanym Tacie. Zmrok zapadł już dawno temu, ona jednak nie mogła o tym wiedzieć, bo siedziała w swoim pokoju od dłuższego czasu, uprzednio zasłaniając okna roletami i przygotowując dzbanek kawy, której przecież nie mogło jej zabraknąć. Kochała kawę ponad wszystko i byłaby może nawet skłonna powiedzieć, że kochała ją bardziej niż jego. Zegar zabił trzeci raz i choć Emilia powinna się zorientować, która jest godzina, ilość wybitych gongów nie miała dla niej znaczenia, po prostu nie zwracała na nią uwagi. Zawsze, choćby nie wiadomo co robiła, zawsze przerywała daną czynność i nasłuchiwała ile razy zabije zegar. Nie dziś. Nadal tępo wpatrywała się w monitor, przy okazji mocno nadwyrężając swój i tak niedoskonały wzrok.
            Podobno doceniamy coś dopiero wtedy, kiedy to stracimy. Mila była już niemal pewna, że to banalne powiedzonko znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Gdyby była świadoma otaczającego ją świata, zapewne wiedziałaby, że gdzieś daleko od niej, odgrodzony od niej murem bólu znajduje się człowiek, który również o niej myśli i jego stan niewiele różni się od jej.
           Usiadła na miękkim dywanie i zamknęła oczy. Zobaczyła go oczyma wyobraźni, jak wnosi ten cholerny dywan po schodach i co rusz dźga ją nim w tyłek. Sama by nie dała rady umieścić go w mieszkaniu i po tym jak go kupiła, on wniósł go na trzecie piętro i sama myśl o tym doprowadziła ją do płaczu. Otwarła gwałtownie oczy i starała się wrócić do rzeczywistości. Chyba tylko po to, żeby się dobić rozrzuciła po białym dywanie pamiątki z kartonowego pudełka. I nie pozostało jej nic innego, jak tylko zanieść się histerycznym szlochem. Dotykała wszystkich rzeczy, które miały jakikolwiek związek z nim i nie mogła powstrzymać płynących ciurkiem łez.
Sadystka. 

7 komentarzy:

  1. ja też stęskniłam się za Tobą! a to myślę zasługuje zdecydowanie na bardzo długą kontynuację. no i podoba mi się imię bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  2. cześć Skarbie, pisz więcej bo to się dobrze zaczyna.

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Tęsknilam też. Brzmi dobrze

    OdpowiedzUsuń
  4. Grupie pytania zadajesz dziś, wiesz? Nic innego nie zasługuje na kontynuacje na tyle bardzo jak sadystyczna Emilia i ktoś kto wnosił jej ten dywan na trzecie piętro. Trzecie piętro - to długa droga, dywan musiał być ciężki, więc on ją kocha. I nie wyobrażam sobie nie dowiedzieć się dlaczego zostały im tylko wspomnienia, ból i porozrzucane na dywanie Emilii pamiątki. Masz być i to jest rozkaz, nie prośba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tęskniłam za Twoją twórczością, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno nie czytałam nic w blogowym światku, ale jestem pewna, że to jest to za czym tęskniłam i cieszę się, że czytam akurat to Twoje i mam nadzieję, że to pociągniesz, bo jest dobre, a nawet więcej. Buziak.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej puk puk? Coś nowego mi odpowie?

    OdpowiedzUsuń