wtorek, 5 marca 2013

MW13

dla Usi, na osłodę. wiesz, że Cię kocham. ♥

Nasza historia rozpoczęła się w dniu, w którym po raz pierwszy zaproponowano mi posadę jurora w konkursie piękności Miss Polonia. Wtedy to popukałem się w czoło, co było dosyć wymownym gestem i choć moja rozmówczyni nie mogła go przez telefon zobaczyć, to jednak zrobiło mi się lepiej. Jestem koneserem damskiej urody, ale raczej prywatnie, a już na pewno nie nadaję się do oceniania tłumu pięknych dziewczyn i do wybierania tej najpiękniejszej. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało.
Tego dnia nic nie działo się tak jak powinno. Po pierwsze, totalnie zawaliłem trening, co skrzętnie odnotował trener i wszyscy moi koledzy, a po drugie żona oznajmiła mi przez telefon, że ma mnie dość. To akurat raczej było mi na rękę, bo od dłuższego czasu skłaniałem się ku temu, żeby powiedzieć jej to samo, ale nie chciałem wyjść na dupka. Dlatego znosiłem jej zachowanie i w miarę możliwości starałem się być miły. Jak widać moje możliwości okazały się być niewystarczające.
Przyznam, że decyzja mojej żony jednak mnie trochę ruszyła i gdyby ją dodać do nieudanego treningu, wyszło mi na to, że musiałem to wszystko jakoś odreagować.
Coś mnie tknęło i wybrałem numer, z którego kontaktowała się ze mną jeszcze tego ranka miła pani zarządzająca konkursem i oznajmiłem, że mimo wcześniejszej odmowy, z ogromną chęcią przyjmę jej propozycję. Sądząc po głosie sprawiłem jej tym taką przyjemność, że rozpromieniła mnie duma, że jeszcze kogoś potrafię uszczęśliwić, szczególnie w tym niezbyt udanym dniu.
A potem, niewiele myśląc, udałem się na pieszo do domu mojego najlepszego kumpla, który znajdował się dosłownie pięćset metrów od mojego własnego. A przynajmniej do tej pory był moim własnym, jak miewała się sytuacja w tym momencie – nie miałem pojęcia. Po dłuższej chwili szybkiego marszu dotarło do mnie, że kumpel także może nie być już mój, bo przecież kobiety są jakieś inne i nasze żony mogły go nastawić przeciwko mnie.
Na szczęście kiedy dotarłem na miejsce i z błagalnym jękiem powiedziałem mu, że musimy się urżnąć, nie oponował, tylko ubrał się i wyszedł z domu razem ze mną.
- Sytuacja wygląda następująco: żona się chyba ze mną rozstała, nie wiem, czy mam gdzie mieszkać i będę jurorem w konkursie Miss Polonia. W dodatku ten dzisiejszy trening to była jakaś pieprzona porażka.
Maniek tylko potakiwał, nie zadawał zbędnych pytań, bo pewnie Paula podkablowała mu już wszystko i moją sytuację znał zapewne lepiej niż ja sam. Szliśmy w stronę centrum i nogi same poniosły nas do Czekolady, w której to odbywać się miała gruba biba, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy. W zasadzie usiedliśmy przy stoliku, zamówiliśmy po browarze, potem następnym i następnym, a potem działo się wszystko.


Byłam naprawdę wściekła. Te wszystkie próby, niezliczone układy, które nie dość, że musiałam znać na pamięć, wykonywać perfekcyjnie każdy ruch, to jeszcze nie zabić się przy okazji na szpilkach, działały mi już na nerwy. Nie wiedziałam tak dokładnie dlaczego zgodziłam się na tę popieprzoną „cudowną przygodę” jak określały ten zasrany konkurs niektóre panienki, z którymi przyszło mi rywalizować, a które w większości nie miały mózgu. Byłam skazana na nie przez większą część tygodnia, bo czasu do finału było mało, a wszystko miało być idealne. Rzygałam już tą idealnością i gdyby nie to, że moja popaprana przyjaciółka wypchnęła mnie siłą na tę paradę idiotek, nigdy w życiu by mnie tam nie było.
Ta sama popaprana przyjaciółka przyciągnęła mnie dzisiaj siłą do klubu, żeby „rozładować napięcie” i wyszaleć się na parkiecie.
- KINGA! Ty nie możesz pić alkoholu – usłyszałam jej syk i momentalnie odwróciłam się w jej stronę.
- Oh, doprawdy? Bo co?
- Bo kalorie!
- Jebać kalorie. Gówno mnie obchodzą kalorie – prychnęłam i przyssałam się do mojego kufla z piwem.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że musisz schudnąć do finału?!
- Nie kochana, nie zdaję sobie sprawy. Ja nic nie muszę – odeszłam obrażona w poszukiwaniu szczęścia, a Gabryśka zaczęła za mną gonić.
- Odpuść! Już wystarczająco mnie wkopałaś zapisując na ten zasrany konkurs, mogłabyś mnie teraz nie dobijać! Miałam odreagowywać, a nie stać się ofiarą tyrana – zdołała mnie zatrzymać i moje wkurwienie osiągnęło apogeum.
- No dobra, okej, ale mam jeden warunek – ujebiemy się dzisiaj jak dzikie świnie – uśmiechnęła się z szatańskim błyskiem w oku, a ja wyciągnęłam rękę w jej kierunku, żeby mogła przybić mi piątkę.
- Nareszcie mądrze gadasz, mała – opróżniłam swój kufel i ruszyłyśmy na parkiet.


Nie chciałem tańczyć z Mańkiem, bo wyglądalibyśmy jak para wyrośniętych gejów, zresztą on miał żonę i na pewno nie po drodze mu było do stwarzania pożywki dla plotkarzy. Mnie już nie zależało. Dlatego poszedłem zobaczyć co się dzieje na parkiecie zupełnie sam, zostawiając przyjaciela z telefonem w dłoni, piszącego smsy do swojej żony. Kiedyś byłem taki sam, a teraz na samą myśl o tym wzdrygałem się z obrzydzeniem. Wolałem się bawić. Powoli docierała do mnie świadomość, że jestem wolny i ucieszyła mnie ona tak bardzo, że postanowiłem wykorzystać ten fakt bardzo intensywnie.

            Obietnica została spełniona i w zasadzie niewiele pamiętałam z tego co się działo po czwartym piwie, ale raczej nie miałam czego żałować. Nie czułam się tak dobrze od dawna, z Gabryśką dawałyśmy z siebie wszystko i wariowałyśmy na parkiecie co i rusz potrącając jakichś ludzi, którzy ośmielali się wkroczyć na nasze terytorium.
Kiedy zaczęłyśmy się wić wokół siebie w dzikim tańcu z erotycznym podtekstem, na moment otrzeźwiałam i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nie to, że nie było mi przyjemnie, tylko ciekawa byłam, ile ludzi znajduje się w klubie. Wcześniej jakoś do mnie nie docierało, że ktoś może na nas patrzeć. I to taki ktoś. Przystanął na chwilę i zahipnotyzowany ruchem bioder Gabi nie był w stanie się ruszać. Stał całkiem blisko, gdybym wyciągnęła rękę, mogłabym go dotknąć. A chciałam to zrobić. Bardzo chciałam.
- Zaraz wracam, ciacho na dwunastej – wyszeptałam przyjaciółce do ucha i tanecznym krokiem udałam się do Pana Obserwatora.
Procenty w krwioobiegu działały swoje i ani się obejrzałam, razem odtańczaliśmy jakiś erotyczny taniec.

            Jak ona się ruszała… Stałem w miejscu i patrzyłem się na jej kocie ruchy, nie mogąc zrobić kroku. Poczułem, że to może być ktoś, kto pozwoli mi zapomnieć o wszystkich troskach i problemach, a kiedy podeszła do mnie i zaczęła podrywać, nie miałem wątpliwości. Kilka piosenek później, między innymi po tym, jak śpiewałem jej do ucha „she tastes like cola”, pociągnąłem ją za rękę i zacząłem prowadzić do męskiej ubikacji. W zasadzie niewiele rozmawialiśmy, wiedziałem tylko, że ma na imię Kinga, a ta druga laska to jej przyjaciółka. Przedstawiła mi się od razu po tym, jak zaczęliśmy tańczyć, bo jak powiedziała wyznaje zasadę, że z nieznajomymi się nie bawi.
            W końcu dotarliśmy do miejsca przeznaczenia, udało mi się zablokować drzwi do łazienki, tak, by nikt nam nie przeszkadzał i usadziłem ją na marmurowym blacie zlewu. Szeptała raz po raz moje imię, podczas gdy obcałowywałem jej szyję, twarz i w końcu zacząłem drażnić sutki, które domagały się uwagi stercząc i odznaczając się pod delikatnym materiałem czarnej sukienki. Zwijała się z rozkoszy, zaplatając swoje nogi o moje plecy i momentalnie zajęła się odkrywaniem faktury mojego ciała. Zaczęło się od koszulki, która wylądowała całkiem przypadkowo w zlewie, a skończyło na spodniach, które zajęły miejsce obok. Nie było trudno pozbyć się jej sukienki, pod którą kryły się koronkowe stringi w tym samym kolorze, na co zamruczałem z aprobatą.
            W jej oczach dostrzegłem pasję, której dawno nie widziałem u żadnej kobiety i nie myśląc zbyt wiele rozchyliłem jej nogi, po to, by zdecydowanie złączyć nasze ciała jedynym słusznym połączeniem. To ona regulowała tempo, przyspieszała kiedy jej się to podobało, nie przestając mnie namiętnie całować i doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa.
Wstrząsnął nią dreszcz spełnienia, a ja zdziwiony, przedłużałem jej rozkosz do momentu, w którym sam nie poczułem tego samego.
Chwilę potem zeskoczyła z blatu, zgarnęła sukienkę, założyła na siebie i pocałowała mnie przygryzając moje wargi, a potem wyszła z toalety. Nawet się nie pożegnała. Mruknęła tylko, że jak będzie miała taką formę na finał, to będzie dobrze. Wtedy coś mnie tknęło.
Po powrocie do domu Mańka, który tymczasowo miał być też moim domem, dokładnie sprawdziłem kandydatki do tytułu Miss i już wszystko było jasne. Nawet nie musiałem jej szukać.

Nadszedł dzień konkursu, nerwy zżerały mnie od środka i nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Usiłowałam wmówić sobie, że to nic, że przecież mi na tym nie zależy i to nie ma żadnego znaczenia. Dodatkowo poczucie niepewności potęgował fakt, że nadal pamiętałam jak przez mgłę tamtą noc w Czekoladzie, kiedy to pierwszy raz w życiu straciłam kontrolę nad moim umysłem i ciałem.
Za kulisami było tłoczno i głośno, wszystkie dziewczyny w podekscytowaniu i zdenerwowaniu nawet większym od mojego, powtarzały swoje kwestie, przypominały sobie kroki układów i zajmowały się panikowaniem. A ja myślałam o nim i o tym, że na pewno zrobię z siebie idiotkę.
Reżyser dał znak i ruszyłyśmy, jedna po drugiej, uważając na to, by się malowniczo nie wypierdolić na oczach tłumu. Ja szłam przedostatnia i było mi z tym dobrze. Suknie wieczorowe wyszły bez zarzutu, wróciłyśmy na swoje miejsca za kulisami po to, by zmienić stroje na te taneczne i przypomnieć sobie układ. Zatańczyłyśmy wszystkie ładnie, żadna się nie pomyliła ani nie wywinęła orła, więc było dobrze. Suknie ślubne poszły jeszcze lepiej, widziałam łzy w oczach Gabi, która siedziała w drugim rzędzie, na honorowym miejscu, jako członek rodziny. Chyba była dumna, albo chodziło raczej o to, że jak najszybciej chciała być świadkową na moim ślubie.
A potem przebrałyśmy się w bikini. To było najtrudniejsze wyjście, bo miałyśmy przejść bardzo długi wybieg, przeparadować przed jurorami, wrócić na podwyższenie i zaraz potem szybko przebrać się w suknie wieczorowe i czekać na ogłoszenie wyników.
Nie wiem, co sobie myślałam, idąc bardzo blisko jurorów, przypadkowo podchwycając spojrzenie jednego z nich i napotykając niesamowicie błękitne tęczówki. Podejrzewam, że myślałam o najbardziej uniwersalnym słowie w języku polskim, które to wyszeptałam podczas spadania ze śliskiego wybiegu, prosto pod jego nogi.


Czas jakby się zatrzymał, wpatrywałem się w nią, a potem nagle ona pierdolnęła na ziemię. Po głośnym upadku spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszeptała:
- To ty?! Co ty tu do cholery robisz?!
Roześmiałem się na oczach wszystkich ludzi wpatrujących się w zaistniałą sytuację, podniosłem ją z ziemi i pocałowałem w usta. Na pewno nie był to pocałunek z gatunku tych niewinnych. Próbowała się wyrwać, z zaciśniętych ust wydobyło się kilkakrotnie ganiące „Michał!”
- A kogo się tu spodziewałaś, Bartmana?!
- Nie, ale…
- Zdążyłem go wygryźć, nie cieszysz się?
Kiedy wracała na wybieg, z którego spadła, posłała mi zabójczo seksowne spojrzenie, a potem, po ogłoszeniu Kingi Krzyżanowskiej Miss Polonia 2013, z trudem powstrzymywała się od tego, żeby się na mnie rzucić, tylko po to, żeby zachować pozory, choć i tak już pewnie trzy czwarte publiczności uważało konkurs za ustawiony. Nie przejmowałem się tym ani trochę.

Nie wiem jak to się stało, ale telewizja nie pokazała spektakularnego upadku Kini, a co za tym idzie naszego namiętnego pocałunku. Pewnie dlatego, że program był od lat 12. A to co zrobiłem, zdecydowanie nie było przeznaczone dla widzów w tym wieku.
Robiliśmy to potem jeszcze wiele razy, w zasadzie codziennie, bo pozwoliła mi ze sobą zamieszkać i oficjalnie zostaliśmy parą, co zdecydowanie pomagało mi przetrwać w oczekiwaniu na rozwód.



23 komentarze:

  1. yaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaay!

    OdpowiedzUsuń
  2. hihihihi, nie mogę się przestać śmiać. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Ciem. :* I dziękuję, bo to takie... dla mnie. <3

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Czytam jeszcze raz i raz, wiesz? <3

      Usuń
  3. Przeczytałam tytuł i zaczęłam się śmiać jak głupia. Całość przeczytam chyba później, bo dłuuuugie jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam się powstrzymać i nadal się głupio śmieję. Świetne to było :)

      Usuń
  4. dobre! nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam 5 razy i 6. nie zaszkodzi. Jak ja się śmieję z tego, ehh. Humor poprawiony, dziękuję serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Michaaaał <3
    mój kochany, najlepszy na świecie Michał.

    OdpowiedzUsuń
  7. a jednak zdecydowałaś się dodać Michała ;)
    upadek Kingi rozbawił mnie tak, że zaczęłam głupio uśmiechać się do monitora :D ogólnie to taki pozytywny ten jednopart. A tekst: "- A kogo się tu spodziewałaś, Bartmana?!" powalił na łopatki, hahaha.

    OdpowiedzUsuń
  8. no no Misiek wygryzł Bartmana!! hehe ale mam nadzieję, że nie ubrał się tak idiotycznie jak on :D

    OdpowiedzUsuń
  9. zakochałam się, kurwa. ♥
    zakochałam się w takim Michale, zakochałam się w bezwzględnej Kindze, zakochałam się w jej efektownym jebut. We wszystkim. A najbardziej w tekście dogryzającym Bartmanowi. Zbysiu, lubię cię, ale tym razem musisz mi wybaczyć, śmiech się sam z gardła nie wydostanie. :D
    chcę więcej! *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. HAHHAHA O JACIE !!!!! pizgnęłam śmiechem jak sie naprawdę okazało że to jednak Michał !

    OdpowiedzUsuń
  11. Michał przynajmniej wyniósł z konkursu Coś fajnego, Zbyszkowi się nie udało:)

    OdpowiedzUsuń
  12. ło kurwa, to ja tez wolę Winiarskiego w jury niż Bartmana.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam! ;D
    http://walcze-bo-warto.blogspot.com/ zapraszam na nowe opowiadanie o Grześku Kosoku ;)
    Mam nadzieję, że wyrazisz opinię :D
    Pozdrawiam E. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tfe, tfe, dobra gleba nie jest zła i czasem fajnie ją zaliczyć, jeśli się dostaje taką nagrodę *.*

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytam i czytam i czytam... I czuję, że coś jest tu, kurwa, nie tak. Juror w Miss Polonia. Oczywiście, że Bartman! Ale... żona? Maniek? Paula? WTF
    Dopiero końcówka przyniosła odpowiedzi omg ;_;
    Jedno słowo: super.

    OdpowiedzUsuń
  16. Yaaaaaay *_* uwielbiam to! Nutka bezczelnosci dogryzanie Bartmanowi jebut.i wogóle *_*

    OdpowiedzUsuń